Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie rozumiem co pan dziedzic chce przez to powiedzieć.
— A to, że ja jestem przyzwyczajony, żeby mój koń wierzchowy snopków nie woził.
— Szkapa wypoczęta, miała darmo jeść owies, toć lepiej, że ją do roboty wziąłem. Teraz panie dziedzicu to nie żarty. Cały rok się na to czeka, a Podgorzałka nie jest taka wielka fortuna, żeby można było na niej trzymać cuganty i inne darmozjady. Pan Kajetan bywało, podczas żniw to nawet do kościoła, o trzy wiorsty chodził piechotą, żeby koni nie męczyć.
— Każdy ma swój system. Pan mówisz, że Podgorzałka nie jest fortuna, a ja chcę, żeby ona była wielka fortuna, żeby to był majątek pierwszy na całą okolicę. Te wszystkie budy trzeba kazać rozwalić.
— Jakto nasze budynki? Po co? Stodoły mają dopiero dwanaście lat, obora doskonała, owczarnię trochę podreperować, a jeszcze służyć będzie Bóg wie dokąd... Słowo daje... Niech się pan dziedzic pofatyguje, niech zobaczy. Drzewo zdrowe, sam rdzeń, dobierałem co najlepsze.
— Ja chcę mieć wszystkie budynki murowane, pod blachą, chcę żeby we wszystkiem była elegancya. Rozumiesz pan co ja chcę.