Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

raz na zawsze, że ja nie jestem z ludzi, którzy potrzebują pieniędzy. Ja mam ich zawsze dość i niech pan sobie nie wyobraża, żeby taka kwestya mnie kiedy zajmować mogła.
— Winszuję panu dziedzicowi, ale jeżelim ośmielił się zapytać, to tylko dla tego, że pan dziedzic kazał te konie sprzedać.
— I jeszcze raz każę — stanowczo — dziś.
— Owszem, panie dziedzicu — ale dziś nie znajdziemy kupca, trzeba poczekać do jarmarku, a powtóre mósimy mieć inne konie do roboty, chyba że podoba się panu trzymać do roboty woły.
— Wół jest dobry na befsztyk, a konie ja sam sprowadzę z Warszawy. Nie życzę sobie, żebym miał takie chabety. A czy masz pan tu porządnego konia wierzchowego.
— Jest wierzchówka poprzedniego dziedzica.
— Pełnej krwi.
— Et, niewiadomo nawet jakiego pochodzenia. Na jarmarku kupiona pięć lat temu.
— Chciałbym ją zobaczyć.
— Nie ma jej teraz w stajni.
— A gdzie jest?
— Snopki wozi, panie dziedzicu.
— Pan jesteś wesoły człowiek, odrzekł, śmiejąc się.