Po chwili wniesiono lampę i stary dependent podał własnoręczny list pana Mieczysława. Obie panie tłumiąc oddech, z największą ciekawością pochyliły się nad pismem.
Brzmiało ono tak.
«Ponieważ mąż pani wyjechał, a sprawa o las nad brzegiem rzeki wyznaczona na Wtorek, niech pani będzie w Środę rano dowiedzieć się o wyroku. Siostra pani Chana niech koniecznie nadeśle plenipotencyę.»
U dołu listu zaś adres:
«Wielmożna Malwina Lilienblum w miejscu.»
Pani Walerya wybuchnęła śmiechem ku wielkiemu zdumieniu Pędzikiewicza.
— Pani mecenasowej wesoło, rzekł z westchnieniem starowina, a ja nie wiem gdzie szukać tej pani.
— I ja również niewiem, rzekła pani Walerya, niech pan zapyta kogo na mieście, przecież taką kupcowę, która prowadzi proces o las, faktorzy muszą znać.
— Zapewne, zapewne, ale należy dobrze adresować listy... Moje uszanowanie pani mecenasowej, dobranoc.
— Dobranoc.
— Widzisz, widzisz, Adelciu, rzekła pani Walerya po odejściu dependenta, jak nie-