Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

usilniejszych poszukiwań nic więcej znaleźć nie mogła.
Słońce zaszło, w pokoju zapanował zmrok.
— Każę światło zapalić i podać herbatę, rzekła pani Walerya, zapewne z drogi głodna jesteś Adelciu.
— Czyż mogę myśleć o jedzeniu, będąc na tropie tak smutnego odkrycia. Oto lepiej Walerciu, schowajmy tę nieszczęsną bibułę i szczątki listu i obmyślmy co ty masz dalej czynić biedaczko. A może... może mu przebaczysz.
— Nigdy!
— Masz racyę, nie przebacz. W obec zdrady, w obec obrażonej godności własnej, serce zamilknąć musi. Tak.
— Opuszczę ten dom, wrócę do matki i tam... Ach Boże, gdyby mi kto powiedział dziś rano.
— Moja droga... nasze życie jest okropne. Nie masz nieszczęśliwszych stworzeń nad kobiety. Panna, mężatka, czy nawet wdowa zawsze narażona jest na gorzkie zawody i rozczarowania. Kiedyż zamierzasz wyjechać.
— Wszystko jedno, jutro, dziś, czy choćby zaraz. W każdym razie przed powrotem Mie.. tego pana.
— Naturalnie, niech zastanie dom pusty i niech szuka pociechy w owym lesie nad rzyką! Ach jak mało estetyki jest w tych