nie mieli. Ludzie praktyczni umieją poznać się na człowieku pracy, zabiegliwym, oszczędnym, pracowitym i nie biednym. Tacy rozumieją przecież, że grosz, czy to otrzymany za drób, lub za sery, jest groszem i jednakową ma wartość, ale panny sądzą widocznie inaczej.
Po kilkunastu wizytach, myślę sobie, co będzie, to będzie, kapucyn, albo starosta, oświadczę się.
Jesienny to był czas, właśnie zbiór śliwek. Mieli smażyć powidła, w wielkim kotle, na dziedzińcu. Ja się na tem znam, więc rozmowa poszła łatwo Byliśmy przez pół godziny sami. Od śliwek do powideł, od powideł do kotła, od kotła do ognia, od ognia do miłości. Tak mi się wywijało, jak z płatka.
Ona uśmiechała się, kiwała głową, widocznie rada była moim słowom. Widząc, że to idzie gładko, że panna słucha uważnie, powiedziałem, co myślę i jakie mam zamiary.
Zaczęła się śmiać, ale jak! Jeszcze mam w uszach ten śmiech pusty, swawolny, wesoły. Tak śmieją się tylko dzieci, kiedy je coś niezmiernie ucieszy i zabawi.
— Dla czego się pani śmieje? zapytałem poważnie.
Zarumieniła się i dopiero po dłuższej chwili odrzekła.
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/150
Wygląd
Ta strona została skorygowana.