Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ducha ś-go, a że rodzinny nasz mająteczek obfitował w piaski na których ślicznie rosła brzezina — więc... Sczerze mówiąc, czułem antypatyę do tego rodzaju drzew i gdy kto w mojej obecności wychwalał piękność brzozy płaczącej, młodociana dusza oburzała się we mnie. Miałem ochotę przerwać te zachwyty i zawołać na cały głos:
— To fałsz, nie ona jest płaczącą, ale ja! ja!
Nie zrobiłem tego jednak nigdy, gdyż w domu u nas panował wielki rygor.
W dalszym ciągu mego żywota kiedy oddano mnie do szkół, miałem szalone szczęście do tak zwanych «pałek», do «dwójek», do siadywania w kozie, do przebywania dwóch lat w jednej i tej samej klassie, ale jakoś wytrzymywało się i to, później ojciec umarł, matka bardzo podupadła na zdrowiu, a że byłem jedynakiem, więc musiałem objąć majątek i osiąść na tak zwanych swoich śmieciach.
Osiadłem tedy.
Biedota to była owa nasza fortuna, za mała na folwark, za duża na kolonję, coś pośredniego, ot tak sobie. Dziesięć włók całej obrady, w tem połowa piasku, trochę łąki, trochę lasu, głównie sośniny i brzeziny. Tyle tylko, że ta bieda znajdowała się niedaleko miasta, więc można było mieć ja-