Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— My sami lat nie rachujemy, ale proboszcz podług metryki liczył. Mnie powiada będzie kopa i mendel — a Jagnie kopa i dziewięć. Letnie ludzie jesteśmy, paniczu.
— Ale zdrowie wam służy?
— Jak to starym. Ja jeszcze korczyk pszenicy dźwignę, ale pięciu ćwierciom już nie poradzę — a babina, że to robi więcej po lekkości, łazi oto, jak mucha na jesieni.
— Ale ci jeść ugotuje, szmaty upierze, izbę zamiecie, dobytek opatrzy i koło ogrodu zrobi, wtrąciła baba, a jak Bóg miłosierny da żniwa, to idę z sierpem na równi z młodemi
— Sprawiedliwa prawda, Jagusiu, wszystko robisz, jak się należy.
— Powiedzcież mi, zapytał młody człowiek, przez te pięćdziesiąt lat dobrze wam było?
— Różnie, panie, jak Bóg dał. Był i ogień, i woda i pomorek na bydło. Były choroby i śmierć, stawiałem nad dziećmi krzyże na cmentarzu, ale zawżdy po deszczu daje pan Bóg pogodę... tedy było i źle, było i dobrze, był smutek, była i radość, były pogrzeby, były i wesela — i tak się oto szło i szło, aż się doszło do onych złotych latek.
Młody człowiek słuchał z zajęciem, a myśli coraz to nowe tłoczyły się do głowy.
— Jak wam na imię, panie młody? zapytał.