— Bywaj zdrów.
— Dowidzenia, ciociu.
Trudno wracać po takiem obiejętnem «dowidzenia».
Trzeciego dnia po wyjeździć ciotki, pan Bolesław siedząc przy oknie ujrzał na dziedzińcu istotę osobliwą i na razie nie mógł sobie zdać sprawy, czy to człowiek czy zwierzę, czy fura.
Stworzenie to przekopywało się przez grubą zaspę śnieżną, w połowie było czerwone, w połowie zielone, a nad głową, czy może na głowie, dźwigało ogromny jakiś tłómok. W miarę jak owa postać zbliżała się do domu, można było rozróżnić buty z cholewami, czerwoną spódnicę, zieloną chustkę i tobół.
Zdawało się panu Bolesławowi, że kiedyś tę istotę widywał, ale nie mógł przypomnieć sobie gdzie.
Zaczął się nad tem zastanawiać, zagłębiwszy się w fotelu i przymknąwszy oczy.
Po kilku chwilach usłyszał skrzypienie podłogi i uczuł na ręku miękie, ciepłe dotknięcie.
Przed nim stała kobieta o dużej białej twarzy i oczach niebieskich, jakby fajansowych i witała go zapytaniem, czy będzie jadł rosół z kurczęcia.
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/123
Wygląd
Ta strona została skorygowana.