Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ta utrudniona wymowa u Bolesława bardzo mnie zaniepokoiła.
— Wierzaj mi, pani dobrodziejka, że i mnie również.
— Ach! więc on tego nie przetrzyma?!
— Pani! pani! Znamy się od tylu lat, wiadomo pani, że się nazywam Wiśniewski, a nie Jonasz, mieszkam w miasteczku, w domu Berkowej, a nie w brzuchu u wieloryba, że wreszcie jestem lekarzem, wolnopraktykującym, a nie prorokiem.
— I cóż ztąd?
— To, że nie każ mi pani prorokować, bo ja tego nie umiem.
— Lecz ja chcę, ja muszę wiedzieć, co tego biedaka czeka?
— Aboż ja wiem, moja pani, albo ja wiem.. to zależy od wielu okoliczności, może żyć długo, może się atak ponowić i zabić go odrazu...
— A to okropna rzecz! Wyobraź pan sobie, że miałem zamiar odjechać z Rudawki i że jestem kompletnie spakowana. Co robić?
— Na spakowanie jest tylko jedno lekarstwo — rozpakowanie. — Przyzna pani, że niekosztowna recepta.
— Wstydź się pan, panie doktorze, nigdy nic można rozmówić się z panem na seryo.