Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wymówić pierwsze zdanie, pan Bolesław był już na bryczce.
Konie raźno ruszyły z miejsca, bryczka toczyła się szybko po drodze, dziedzic Rudawki zapalił cygaro i puścił wodze myślom.
Dwie godziny drogi miał przed sobą, za dwie godziny dowie się o wszystkiem, sprawdzi to, o czem się wypadkiem dowiedział, pozna szczerość przyjaciela
Czyżby rzeczywiście? to przypuszczenie wydało się panu Bolesławowi niemożliwem, odrzucał je, odpychał, a jednak wracało ono uparcie, jak uprzykrzona mucha, jak chciwy komar i kłuło ostrem żądłem.
Konie biegły raźno, potrząsając łbami, pan Bolesław tonął w dumaniach, ogarniała go obawa, smutek i żal On tak już sobie wszystko obmyślał, uplanował, ułożył, tak pewny był, że zamiary jego spełnią się bez trudności, że nic im na przeszkodzie nie stanie, a tu naraz wszystko się wali i rozpada. Dla czego jednak wszystko? Wszakże cały program powtórnego życia, taki ładny, tak dobrze ułożony, wykonać można ze zmianą jednej tylko osoby.
Otóż nie można. Do tej pory pan Bolesław nie zdawał sobie dokładnej sprawy ze stanu swych uczuć: lubił tę, którą chciał nazwać swą żoną, miał dla niej szacunek i sympatyę, ale teraz, gdy trudności się pię-