Strona:Klemens Junosza - Poczciwy Jacuś.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zresztą, cóż tam za pieniądze! wspominać niema o czem, jakieś głupie dziesięć lub piętnaście rubli dziennie cóż to znaczy?
Na hazard Jacuś puszczał się bardzo rzadko, gdyż z zasady potępiał takie bezmyślne marnowanie pieniędzy, ale gdy go bardzo proszono, gdy domagano się koniecznie, po skończonej partyi winta, zasiadł czasem do „baczka“, nie dbając bynajmniej o rezultat. Gdy mu karta nie szła, po przegraniu pierwszych pięciu rubli, cofał się z godnością; w razie przeciwnym czekał aż wygra kilkaset i bastował. Zgarniał pieniądze z widocznem obrzydzeniem i odjeżdżał do domu wymawiając się szalonym bólem głowy...
Osobliwa bo też była głowa poczciwego Jacusia. Na pozór wydawała się normalna, dość duża, kształtu zwykłego, w miarę łysa, osadzona na grubym muskularnym karku, ale jakie ona miewała newralgje.
Zdarzało się tak, że Jacuś bywał najweselszy; jadł, pił, rozmawiał, dowcipkował, opowiadał anegdotki, układał plany wycieczek zamiejskich, w tem naraz chwyta się za obie skronie i krzyczy:
— Głowa, głowa!
Wówczas obecni otaczali go kołem. Każdy radził jakieś lekarstwo niezawodne, cudowne niemal, przeróżne olejki, sztyfciki, krople do nacierania, do wąchania... Jacuś jęczał, jak potępieniec, żądał dorożki i odjeżdżał do domu, a towarzysze ubolewali szczerze nad nieszczęsnym stanem poczciwego człowieka.
— Jemu potrzebna radykalna kuracja — mówili — on powinien się leczyć bezwarunkowo!
— Wymożemy to na nim. Zmusimy go!
— Naturalnie, szkoda chłopa. Takich ludzi nie wielu znaleźć można.
— Chodząca prawość i zacność.
Jacuś na drugi dzień powracał do zdrowia i do normalnego trybu życia.
Zazwyczaj takie straszne bóle napadały go wówczas, gdy trzeba było sięgnąć do kieszeni, dać jakąś ofiarę dla biednych. Był to objaw wielkiej, wysubtelizowanej uczciwości, dowód nieograniczonego współczucia dla ludzkiej niedoli. Jacuś sam nieraz ubolewał nad tem i żalił się na swoje „głupie serce“.
— Pomódz — mówił — tak, jakbym chciał, nie mogę, a dać byle co, drobnostkę, która nie uratuje i niewydźwignie biedaka z niedoli raz na zawsze, nie warto... Wolę więc nic nie dać i uciec od przykrego widoku...