Strona:Klemens Junosza - Po latach.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnak sama natura bez ludzi wydaje się jakby martwą, przeto pozwolisz pani, że muszę tu jeszcze nakreślić kilka postaci... Wysoki mężczyzna, którego powierzchowność zdradza wysłużonego wojaka, obok niego matrona poważna, uosobienie dobroci, łagodności i cnoty...
— Oboje już nie żyją — szepnęła jakby sama do siebie Anna — zmarli przed rokiem prawie jednocześnie...
— Wiem, pani, o tém nieszczęściu; ono przyśpieszyło mój powrót do kraju... Wierz mi, panno Anno, że kochałem ich jak własnych rodziców, a chociaż zburzyli moje szczęście, rozwiali najdroższe marzenia młodości, jednak chciałbym uklęknąć na ich grobie, oddać cześć ich popiołom... to byli zacni ludzie.
— Dziękuję panu — rzekła młoda osoba, podając malarzowi rękę, którą ten gorąco uścisnął — dziękuję serdecznie za pamięć o moich ukochanych rodzicach, boć domyślam się, że o nich pan mówiłeś...
— O nich, o nich, panno Anno; a ten uścisk dłoni, to podziękowanie, które otrzymałem od ciebie, upoważnia mnie poniekąd do pomówienia szczerego. Panno Anno! poco mam uciekać się do formy jakiéjś bajki, kiedy wiesz dobrze o co idzie.
— Nic nie wiem, panie.
— Idzie o pewne wyjaśnienie, o nawiązanie nitki, która snuła się z przędzy młodocianych marzeń i nie z naszéj winy została przeciętą.
— To już pogrzebane dawno — szepnęła z cicha...
— Jakto pogrzebane? czyż nie zostało z tego nic, literalnie nic, żadnego śladu, żadnéj pamiątki?
— Po tém, co umarło, zostaje tylko mogiła, a na niéj kwiaty lub chwasty, stosownie do tego, kto pielęgnuje grób...
— Mylisz się pani, uczucie wiecznie jest żywém, ono nie umiera jak człowiek; tu więc o grobach mowy być nie może. Pozwól mi pani być szczerym i posłuchaj: Nie jesteśmy już dziećmi jak niegdyś, możemy mówić spokojnie, trzeźwo... ja nie odjadę ztąd, dopóki nie usprawiedliwię się przed tobą, dopóki nie uzyskam jeżeli nie tego, com utracił, to przebaczenia przynajmniéj... Czy zechcesz mnie pani wysłuchać?
Skinęła głową w odpowiedzi, na twarz jej wybiegł rumieniec.
— Kiedy bywałem w waszym domu, byłem młodym