Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



II.

Inteligencya miasteczka lnbiła bardzo spacerować po pięknym parku poblizkim, w którym znajdował się stary, od dawna opuszczony pałac.
Gmach ten, niegdyś świetny i błyszczący, był pańską rezydencyą; później opuszczony, niezamieszkały i zaniedbany, służył za przytułek sowom i nietoperzom, które się w nim masami gnieździły.
Pałac opustoszał i do upadku się chylił, ale parkowi za to nie zaszkodził ząb czasu. Przeciwnie, drzewa rozrosły się w nim potężnie, krzewy potworzyły niezbite gąszcze, a oddawna nie strzyżone szpalery lipowe, wybujały, poplątały swe gałęzie tak, że nawet promień słońca nie zdołał przedrzeć się przez nie.
Było w tym parku chłodno i zacisznie jak w boru, na polankach między drzewami poziomki rosły, — a nieraz i grzyb się tam znalazł. Przez uszkodzone w kilku miejscach ogrodzenie dostawały się tu zające z pól sąsiednich — słowem było tu zupełnie jak w lesie. Z pod stóp ogromnego dębu wytryskiwało źródło, a woda szumiąc po kamykach, spływała do małej ocembrowanej studzienki, z której każdy