Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —

połowę dał żonie na założenie sklepiku, żeby tymczasem miała z czego żyć, z drugą zaś połową puścił się w podróż.
Jechał bardzo długo, ale tanim kosztem. Akurat tak się szczęśliwie zdarzyło, że to była wiosna i jeden z miejscowych kupców wyprawił drzewo do Gdańska. Dzięki uprzejmności kupca, Szulim dostał miejsce na tratwie i popłynął na falach Wieprza do Wisły, a Wisłą het, het dalej, aż do Gdańska.
Na tratwie niewiele miał do roboty. Był wprawdzie na niej niby okrętowym lekarzem, ale oryle, zdrowi jak konie, nie dostarczali mu wielkiej praktyki. Miał więc czas, mógł rozmyślać o tem co zrobi z sukcesyą, w jaki sposób stanie się milionerem z owych dwustu funtów?
Rozmyślając po całych dniach na ten temat, dopłynął nareszcie, po długiej podróży do Gdańska, a tamtejsi żydkowie dali mu informacye co do dalszej podróży, i ulokowali go na pierwszym okręcie dążącym do Londynu.
Opowiadał później Szulim że morze wywarło na nim wielkie wrażenie; opowiadał że jest ono tak ogromne, tak straszne, że gdyby w nie świat wrzucić, to ten świat wyglądałby jak jedno ziarnko pieprzu, pływające w kadzi browarnej...
Okręt bujał się i kołysał jak łupina orzecha rzucona na rzekę — i Szulim był przekonany najmocniej, że ani spodziewanych dwustu funtów, ani Londynu, ani żony swej i rodzinnego miasteczka już nigdy w życiu nie zobaczy.
Szulim miał głębokie przekonanie że dusza jego uleci lada chwila w nadziemskie krainy, błagał tylko Boga aby to rozstanie się ducha z ciałem odbyło się w sposób najmniej dla ciała bolesny.
Nie zapisanem jednak było w księdze przeznaczeń aby Szulim Geliebter miał zginąć w słonych falach. Po chwilowej słabości, wróciła mu moc ducha i energia, bałwa-