Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ności! Chodzą na palcach, żeby mnie hałas nie draźnił, wyłożyli mój pokój miękkim dywanem, w oknach poustawiali kwiaty, koniecznie chcą ze mnie zrobić jakąś pustelnicę leśną; lecz ponieważ to zima, a w lasach podobno śniegu masa, więc mój pokoik zamienili na las. W dużych wazonach stoją młode świerki i sosenki, balsamiczny ich zapach przepełnia powietrze. Leon przynosi w doniczkach najpiękniejsze fijołki parmeńskie i ustawia je wszędzie...
Obchodzą się ze mną jak z chorym, grymaśnym dzieckiem. Stary doktór przyprowadza z sobą codzień jakiegoś swego kolegę i obydwa zanudzają mnie pytaniami.
Prosiłam już ojczulka, żeby ich nie przyjmował. Niepotrzebni mi oni, nie znają się na niczym — osłabienie moje i niemoc przeminą same, zresztą zaś nic mi nie dolega, nic nie boli.
Poczciwy Leon przychodzi codzień popołudniu, ja oczekuję go jak królowa, w wysokim fotelu, miękkim, wygodnym, ubrana zazwyczaj biało, z bukiecikiem fijołków u gorsu. Warkocze puszczam