Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Śni mi się czasem owa przepaść czarna, śniła mi się wczoraj nawet, ale jakże inaczej! Już nie pokrwawiłam sobie ręki o ciernie, nie staczałam się z martwym głazem, bo oto gdy się przepaść rozwarła przede mną, pochwyciły mnie wpół dwie ręce silne i krzepkie, i zaniosły napowrót na aksamitne łąki, do gajów różanych. Szłam z nim razem uśmiechnięta, wesoła, szczęśliwa — przyświecało nam słońce, śpiewały ptaszki, i zagłuszały głos tej szarej, malutkiej, która zawsze śpiewa żałośnie.
I ja teraz śpiewam, i ja się śmieję. Życie nowe, nieznane otwiera się przede mną w rozkosznej, czarującej perspektywie. Ja kocham, kocham duszą całą i jestem kochana, jak nikt na ziemi. Jakie on ma oczy wymowne, jakie myśli szlachetne, kiedy mówi co, to ożywia się, zapala, a ja słucham słów jego, jak najpiękniejszej melodji... Ja kocham go, tak, kocham! On dla mnie życiem, światłem i światem, on mi wszystkim na ziemi. I rodzice moi poczciwi pokochali go także. Za kilka miesięcy urządzą nam cichy dworek wiejski i tam, zdale-