Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





— Nie sądź mój kochany, że jestem bez praktyki, o nie! Wprawdzie tak utrzymują moi przyjaciele i współzawodnicy, ale to fałsz. Zaraz cię o tém przekonam. Mam pacyentkę jedną, jedyną, ale mam... Weź kapelusz, zaprowadzę cię do niéj. Powiadasz, że nie wypada? Dzieciństwo! Moja pacyentka już na formy towarzyskie nie zważa. Odwiedzam ją regularnie dwa razy tygodniowo, co środa i sobota, a dziś właśnie sobota, więc chodźmy.
Stary doktór przygładził resztkę siwych włosów na głowie, przetarł okulary chustką czerwoną, a zarzuciwszy na ramiona „almawiwę“ odwiecznegokroju, wyszedł na ulicę.
Nie znacie zapewne tego staruszka, bo i zkądby? Dziwak ten, oryginał i mizantrop, dziś już nie żyje; zakończył doczesną pielgrzymkę w małém miaste. czku, gdzie się zagrzebał i od lat Bóg wié ilu wege-