Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 280 —

dzam i wiadomości ze świata jestem bardzo ciekawy zaleciłem mu pośpiech.
Gdym wyjrzawszy przez okno, zobaczył Jojnę wyjeżdżającego za bramę, dziwnie mi się jakoś na sercu zrobiło, ale stało się... zerwałem zupełnie i stanowczo z dotychczasowym moim światem, wyrzekłem się go dobrowolnie, bez przymusu — i miałem rozpocząć nowe życie.
Czy lepsze ono będzie, weselsze?...

. . . . . . . . . . . . . . . .

Idziemy z Helenką do pasieki.
Dzień prześliczny, jasny, na niebie ani jednéj chmurki. Słońce obniża się już ku zachodowi, ale jeszcze dnia kawał przed nami. Wybraliśmy się wcześniéj, bo do pasieki kawałek drogi i ciotka Wojtkiewiczowa prosiła, żebyśmy przed zachodem słońca wrócili, bo z kolacyą oczekiwać nas będzie... A my słuchamy zawsze ciotki — my, to jest ja i Helenka, słuchamy jak dobre dzieci. Ciotka względem mnie przybrała ton macierzyński, daje mi różne rady i traktuje zupełnie jakby swego syna... Nie gniewam się o to, kobieta zacna, ze złotém sercem, otacza mnie taką troskliwością i opieką, jakiéj nigdy w życiu nie zaznałem... Mówi mi po imieniu, jakby od dziecka nie nazywała mnie inaczéj.
Idziemy do pasieki.