Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 279 —

któr jest dziwny człowiek, a podobno i bardzo uczony człowiek... Pan dobrodziéj może miéć z niego kompanię.
— Postaram się go poznać.. ale skoro w miasteczku doktór jest, to musi być i aptekarz i ksiądz.
— Księdzów jest dwa nawet. Jeden stary, drugi młody... ale ja tu bałamucę, a mnie czas jechać... Oj, oj, dawniéj, dawniéj, jeszcze jak pański dziadek żył, to on téż lubił czasem ze mną gadać... On miał odemnie każdą nowinę, ale wtenczas ja byłem młody, ciekawy, jeździłem dużo po miastach, po jarmarkach, kręciłem się pomiędzy ludźmi, zawsze miałem co do powiedzenia... Teraz zestarzałem się, siedzę na miejscu, a powtóre, przez te lata co dziedzica nie było, komu miałem nowiny przynosić? Pani Wojtkiewiczowa nie bardzo ciekawa co się na świecie dzieje, a Szymon... wiadomo, Szymon chłop jest, prosty człowiek, nie rozumie się na delikatniejszych interesach.. No, teraz Bogu dzięki, pan jest, to ja jeszcze puszczę swoje stare kości w ruch, jeszcze będę tu różne nowiny przynosił.. Aj, aj, pan dobrodziéj się śmieje! Ja wiem, u państwa to się nazywa pantoflowa poczta. No, ale co to szkodzi? Czy ona jest pantoflowa, czy wozowa, to wszystko jedno, aby pan tylko wiedział co się na świecie dzieje.
Podziękowałem staremu żydowi za obietnicę i zapewniwszy go, że pantoflową pocztą nie pogar-