Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 257 —

kowo Laurentius, później Petrus, wreszcie Joannes... Któż mi rozwikła tę zagadkę?... Chyba Wojtkiewiczowéj zapytam, albo starego Szymona, albo wreszcie żyda Jojny... Przecież choć jedno z tych trojga ludzi — dziada mojego pamiętających — musi o tém coś wiedziéć...
Zebrałem owe szpargały i chciałem je włożyć w kopertę napowrót, gdy spostrzegłem, że w téjże kopercie złożony we czworo znajduje się jeszcze arkusz pożółkłego papieru.
W nim znalazłem rozwiązanie zagadki.
U góry arkusza, dużemi bardzo kształtnemi literami napisane były te słowa: „Ja Wawrzyniec Gozdawa z Pustelni, na potrzebę pospolitę wychodząc, zkąd moc Boska i wola może mnie zdrowym powrócić, albo i nie powrócić, to synowi memu przykazuję: że jeżeli wyroki Przedwiecznego dadzą mi kiedy żywym i zdrowym pod strzechę własną się dostać i pod nią żywota dokonać — iżby tedy przerzeczony syn Piotr, grzeszne ciało moje w trumnie dębowéj, w lamusie stojącéj, pogrzebać kazał. Gdybym zaś gdzieindziéj głowę złożył, niech syn mój Piotr trumnę takową dla siebie zachowa“. Pod temi kilkoma wierszami był krótki dopisek Piotra, skreślony jakby w pośpiechu, literami drobnemi, nieczytelnie.
„P. S. Podobało się Najwyższemu, że rodzic mój Wawrzyniec chwalebną śmiercią zginął. Opuszcza-