Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 232 —

który pchnął mnie na zupełnie nowe drogi. Jacyś dalecy krewni legitymowali się do spadku po niegdy Janie Gozdawie. Gdy ogłoszenie wpadło mi w ręce, zastanowiłem się... Wiedziałem, że właśnie nieboszczka moja matka była Gozdawianka de domo i słusznie przyszło mi na myśl, ażali i ja nie mam prawa do téj sukcesyi... Udałem się po radę do doświadczonych jurystów, zaczęliśmy szperać, poszukiwać, zbierać dowody — i pokazało się, że owi dalecy krewni nie mają żadnego prawa do sukcesyi i że jedynym spadkobiercą jestem ja, jako sukcesor praw matce mojéj przysługujących.
Niegdy Jan Gozdawa był rodzonym stryjem mojéj matki, a więc moim dziadkiem; że zaś zmarł bezpotomnie za granicą, we Francyi, gdzie ostatnie lata życia swego przepędził — i rozporządzenia żadnego co do majątku nie uczynił, przeto takowy z prawa przechodzi na moją matkę, a ewentualnie na mnie, jako jedynego jéj spadkobiercę.
Strutynowawszy to wszystko, zebrawszy dowody, wylegitymowałem się z praw swoich... proces wygrałem we wszystkich instancyach, i ostatecznie spadek przy mnie pozostał. Nie wielka to była habenda, ale habenda, bądź co bądź nie do pogardzenia. Folwarczek mały, w niezłéj glebie, z łąką, wodą, z kawałkiem lasu, który do rozległych książęcych borów przytykał.
Nie przechodziło mi nawet przez myśl, aby urzę-