Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 219 —

wspólném, a najczęściéj ze wspólnym dymem, wspólnym swędem, wspólną wilgocią i krzykiem. Miałem różne gosposie i różne opieki i przyszedłem do wniosku, że najlepiéj jest żyć swoim dworem.
Przeniosłem się téż ostatecznie do hotelu, jadam w restauracyi, a jeżeli zapadnę na zdrowiu, to udaję się wprost do szpitala, gdzie mam ciszę, spokój, kuracyę jak się należy i poczciwą opiekę siostry miłosierdzia... bez pretensyj do dozgonnéj wdzięczności, bez wymagań, abym za poświęcenie płacił osobistą wolnością.
Kto jest tyle szczęśliwy, że ma własną rodzinę, niech się nią cieszy, my zaś samotnicy, my biedne bociany bez pary, musimy korzystać z instytucyj publicznych, gdyż w tych jesteśmy obsłużeni najlepiéj i mamy wszelką swobodę.
Bracia w celibacie, zapiszcie sobie te słowa.
Co do mnie, pragnąłem szczerze miéć własną rodzinę, było to mojém marzeniem od czasu, w którym mi wąsy rosnąć zaczęły — ale jak powiedziałem na początku, etaty naszéj drogi nie są obliczone na ludzi familijnych...
W początkach mojéj karyery, gdym miał jeszcze młodość, siły, energię, nie mogłem się żenić dla braku odpowiedniego utrzymania; dziś, gdy dobiłem się już jakiéj takiéj pensyjki gdy od biedy miałbym czém rodzinę wyżywić, młodość przeszła, siły