Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 177 —

— Czy przynajmniéj pozwolisz, że każę sobie przynieść czarnéj kawy?
— I zapewne zapalisz pan cygaro?!
— Jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
— O! teraz możesz pan palić. Obojętne mi to jest, czy nasz salon zamieni się na kordegardę, czy nie...
— Dla czego?
— Chciéj pan usiąść i posłuchać...
Pan Leon usiadł na fotelu, panni Anna zaczęła się przechadzać po salonie, pragnąc myśli zebrać. Wreszcie zatrzymała się przed mężem.
— Nie wiém, czy raczyłeś zauważyć, że dzieci nasze rosną...
— A istotnie! — odrzekł tłumiąc ziewanie — w saméj rzeczy...
— Szczególna rzecz... a ja sądziłam, że pan tego nie widzisz, lub widziéć nie chcesz,..
— Widzę codzień...
— I nic cię to nie obchodzi?
— Ależ przeciwnie! bardzo...
— O, gdyby cię obchodziło, myślałbyś o tem, zastanawiał się...
— A któż pani powiedział, że nie myślę?...
— Zapewne, może zastanawiasz się, żeby im dać wysoką edukacyę, rozwinąć w nich talenta, jedném słowem, wychować je tak, jak przystoi panienkom ich urodzenia i majątku.