Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 136 —

jego siostra, ucieszyłam się szczerze, datuje się od chwili owéj, kiedy, jeżeli przypominasz sobie pani, jechaliście razem do Warszawy omnibusem pocztowym. Odrazu wzbudziłaś w nim sympatyę, która z czasem zamieniła się w trwałe i poważne uczucie.
— Ja? co téż pani mówi?
— Panno Zofio! obiecałaś słuchać cierpliwie zatém wysłuchaj do końca. Nie będę przedłużała téj rozmowy, powiem krótko... brat mój kocha cię, a ja przybyłam umyślnie, aby ci to w jego imieniu oświadczyć i prosić o twoją rękę. Zostań jego żoną, to człowiek uczciwy i godzien szacunku. Będziesz w nim miała wiernego przyjaciela i towarzysza życia. Twoja tułaczka się skończy, będziesz miała przy sobie matkę, którą on kochać będzie jak własną, siostrę, dla któréj zostanie bratem... Milczysz pani, nie chcesz mi odpowiedziéć...
Zosia miała oczy pełne łez.
— Pani! — odrzekła po chwili namysłu — cóż tu odpowiedziéć?! Dla biednéj nauczycielki, sieroty, jest to los, który można przyjąć z wdzięcznością, témbardziéj, że brat pani umié wzbudzić sympatyę i szacunek.
— Więc przyjmujesz? — zawołała pani Władysława z radością i rzucając się na szyję Zosi — więc przyjmujesz, moja śliczna, kochana siostrzyczko?
— Nie nazywaj mnie pani tém imieniem. Ja wam, to jest i tobie pani i jéj szlachetnemu bratu,