Strona:Klemens Junosza - O sto cekinów!.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I nie zajrzała jutrzenka po trzykroć do świętej Kaaby, kiedy już na safianach i skórach, było podpisano za 24000 cekinów.
A w liczbie innych bogaczów przyszedł poważny emir imieniem Imbir-basza, złożył 200 cekinów i 20 cekinów i zapisał się na dwoje liścia palmowego.
A to była słaba iskierka, która miała wzniecić wielki pożar trwogi pomiędzy zgromadzeniem kupców i zapalić łunę strachu nad białym turbanem Alego.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Muezin z wyniosłego minaretu wołał głosem donośnym do wiernych, aby odmawiali Dżiumiej i czynili Rekiaty. W pysznym pałacu zgromadzili się kupcy, między któremi zasiadał Ali.
Ten był dzień wielki, gdyż miano rozdawać liście pomiędzy zapisanych, którzy złożyli cekiny.
Opatrzyło się zgromadzenie, iż skrzynie jego są pełne i nie mogą pomieścić skarbów wszystkich.
I rzekli jednozgodnie kupcy: „dajmy liści palmowych za tysięcy dwanaście, a każdy z zapisanych niechaj weźmie pół liścia.“
I wyszło rozkazanie kupców do pisarzów i rękodzielników malarskich, aby namalowali liści za tysięcy dwanaście.
A zaledwie głos o tem stał się między ludźmi, aliści przyleciał laufer z pałacu kadych, i zawołał głosem donośnym: