Strona:Klemens Junosza - Nowiny Niedzielne.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaraz z niéj losy świata przepowiada...
A chociaż często stanie się inaczéj,
To przecież nie jest winą kanonika
Że dyplomacja jego rad unika...

Wielka się stała cisza w jednej chwili...
Na sofie tylko mruczy kotek bury.
Mania nad Bluszczem śliczną główkę chyli,
Przegląda formy, hafty i gipiury,
I wierszyk czyta w którym smętnie kwili
Młoda poetka zapatrzona w chmury...
Pan Dyonizy czyta list po liście
I choć po cichu ale klnie siarczyście.

Pierwszy list ręką pisany Jankiela
Mówi, że jutro jest termin wypłaty...
Jankiel, człek zacny... z sercem... wierzyciela
Chociaż pożyczki rozkłada na raty,
Ale jest znany że pozwami strzela
Jak kartaczami z ogromnéj armaty.
Pan Dyonizy marszczy gładkie czoło
I patrzy jakoś nie bardzo wesoło.

Drugi list głosi, że pan Roch Pętelka
Który w Warszawie trudnił się procesem
Choć rzekł, że sprawa jest prosta jak belka
Tę „prostą sprawę‟ przewalił z kretesem.
„Przegrany proces, pisze, rzecz nie wielka
To się nagrodzi innym interesem‟
— Kauzyperda! szepnął szlachcic z cicha
I jakoś szybciej niż zwykle oddycha.

„Wielmożny Panie! pisze pan Pępkowski,
„Stary ekonom w odległym folwarku,
„Donoszę iżem zdruf jezd z łaski Boskiéj,
„I że we czwartek bywszy na jarmarku