Strona:Klemens Junosza - Nowiny Niedzielne.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się człek w dumkę wieczorną zagłębi,
Gdy mu wspomnienie lata się uśmiéchnie...
To może jechać rozmarzona głowa
Choćby do nieba... nie do Pacanowa.

Podróży marzeń! ty najmilsza jazdo!
Do któréj wszyscy wzdychamy tak chętnie,
Ty nas unosisz nad słońcem, nad gwiazdą,
Ty nas pocieszasz gdy na duszy smętnie.
Umiesz nasz zanieść gdzie rodzinne gniazdo
Gdzie swojskie pszczoły miód zbierają skrzętnie,
Tyś jest jedynym rodzajem podróży
Co nie kosztuje, nie trzęsie, nie nuży...

O bo Kogucia-Wola to nie żarty
Odwieczne lipy nad dworkiem się chwieją...
Obok drożyny przez wozy utartéj,
Zielone lasy i łąki się śmieją;
Dziedziniec zawsze na oścież otwarty
Ogród się pyszni grabową aleją
Żaluzje w oknach, a przed samym dworem
Polemizuje żywo... pies z indorem.

Kogucia-Wola dziś jest jak w negliżu
Bo śnieg przysypał łąki aksamitne,
Zamarzła rzeczka płynąca w pobliżu
I niebo nie jest jak zwykle błękitne.
Tęskiej przemawia dzwon głosem ze spiżu
Drzewa schyliły swoje głowy szczytne,
Ptaszek w ogrodzie pieśnią się nio czuli
I psisko zmokłe smutnie ogon kuli.

Pan Dyonizy, na Woli Koguciej,
Nie siedzi w ganku, lecz w swym gabinecie,
O „Tadeuszu‟ piosnkę sobie nuci
I smutne myśli w jeden wianek plecie,