Strona:Klemens Junosza - Na ruinach Wólki.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
NA RUINACH WÓLKI.
FERDYNANDA UTRACJUSZA SZAŁAWIŁY
TRENY ŻARTOBLIWE.


Introdukcja.

O gęsi biała, coś z swemi gąsięty
Deptała łąkę czerwonemi pięty,
Dziś gdy mi żywot i wszystko obrzydło,
Daj mi swe skrzydło.

O biała gęsi, która wraz z gąsiorem,
Zdrowiem i dobrym cieszysz się humorem,
Ty, która nie dbasz o marności świata,
Pójdź tu pierzata.

Niech w inkauście zmoczone twe pierze,
Śpiew mój łabędzi da ludziom w ofierze,
Niech jęki moje uwieczni atrament
I srogi lament.

Muzo ty piękna, muzo moja sielska,
Wynijdź ty z krzaków i z różnego zielska
I pomóż treny napisać żałosne,
Na żydy sprosne.

Tren I.

Gdy duch mój jeszcze tkwił w małym chłopczyku,
Jeździłem zawżdy na wronym kucyku,
A skoro chłopskie napotkałem dziecię,
Siekłem po grzbiecie.

Świętéj pamięci rodzic pan Makary,
Dusił we skrzyni nowiutkie talary,
I naokoło znali go sąsiedzi,
Iż na nich siedzi.

Panna Charlota, francuzica blada,
Wciąż mnie uczyła jak się w świecie gada
I pokazywał mi niemiec djabelski,
Język angielski.

Lecz mama moja, poczciwa niewiasta,
Tych dręczycieli wywiozła do miasta,
I tak nabrałem słusznie z owej racyi,
Dość edukacji.