Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wielka rodzina się składa, jeżeli nie z synów i córek tej ziemi? Tak my tu pożyteczni jesteśmy na roli, jak rzemieślnik kujący żelazo w fabryce, jak uczony rozsiewający światło dokoła. Nam przypadła rola oraczy i stróżów tej ziemi, pełnijmy więc co do nas należy, z gorącem przeświadczeniem, że czynimy dobrze; a skoro to przeświadczenie wyssaliśmy z mlekiem matek naszych — skoro ono stało się nam ideałem drogim, to i cóż dziwnego, że i pracę i zagon kochamy tak szczerze. Nie dziwię się tobie, że tak silnie, pomimo przeszkód wszelkich, pragniesz nie ustąpić z tego cichego zakątka, bo oprócz względów szerszych, ogólnych, łączą cię z nim jeszcze węzły najdroższych wspomnień i pamiątek rodzinnych, tyś urodziła się tutaj... masz matkę...
I zamilkł, wymówiwszy ten ostatni wyraz z pewnym smutkiem...
Zrozumiała go Zosia.
— Tak — rzekła — mam matkę dobrą i zacną, jestem szczęśliwszą od ciebie, biedny chłopcze, co cię los w samem życia zaraniu osierocił zupełnie — ale i ty Stasiu już nie masz prawa narzekać — czyż nie widzisz, że moja matka uważa cię jak za własne dziecko — czy nie czytasz tego w jej spojrzeniu — nie dostrzegasz codziennie w postępowaniu jej z tobą?
— To prawda, Zosiu, widzę to — oceniacie pracę moją nad zasługę — a postępowaniem waszem dajecie mi największą nagrodę, jaką dać można obcemu...
— Obcemu?! a Stasiu, krzywdzisz nas tym wyrazem. Ty nam nigdy obcym nie byłeś, a teraz tembardziej jeszcze, gdyś nam czas swój, umiejętność i pracę ofiarował, gdy podzielasz nasze zmartwienia, dźwigasz wspólne troski. Mówiąc żeś nam obcy, ty mnie, mnie osobiście krzywdzisz — albo też... sam chcesz zaznaczyć, że oprócz dalekiego pokrewieństwa, nic cię nie wiąże...
— Nie mów tak! nie mów nigdy. Nie otwierałem dotychczas swego serca przed tobą, bom uważał, że czas niewłaściwy po temu, bom wreszcie nie był pewny, czy to uczucie całą moją istotę przepełniające, to najdroższe a pielęgnowane tak dawno — przyjętem będzie przez ciebie?... czy zechcesz, aby ten związek, który nas dziś łączy, umocnić i utrwalić na zawsze — abyśmy już zjednoczeni na śmierć i na życie, utworzyli całość jedną i poszli razem dzielić złe i dobre — dolę i niedolę?...
Zosia podała mu obie ręce i spojrzała wprost w oczy.
— Stasiu, rzekła, pomówmy poważnie; nie masz przed sobą sentymentalnej dziewczyny, drżącej i rumieniącej się gdy jej kto o uczuciu wspomina, ale kobietę, co trzeźwo i poważnie zapatruje się na życie. Otóż — ta kobieta, bez zarumienie-