Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ona leży właśnie pod tą kłodą w ziemię wrosłą i pewnie że leży, bo na tem miejscu co roku różne drobne kwiatki kwitną, a nawet ktoś w nocy widział tu błędne ogniki, zaś dąb, na tę pamiątkę, że niesprawiedliwym był i mordercą, ma po brzegach listków plamy czerwone — jakby od krwi...
Ktoby tę kłodę z miejsca chciał ruszyć, albo dęba ściąć, zginąłby marnie jak mucha, bo rycerz musi stać tu do końca świata. Już go i pioruny gryzły i z jednej strony naddarły nawet... ale on się nie obalił, bo takie już jego prawo żeby na owej łączce wiekował...
Przy tym dębie, do którego takie podanie dziwne lud przywiązał, zatrzymali się młodzi. Zosia czuła się cokolwiek zmęczoną, wiec usiedli oboje na zwalonej kłodzie, zkąd obszerny rozciągał się widok.
Tuż za łąką las się zaczynał, widać było rzeczkę, młyn i kawałek drogi do wsi wiodącej.
W konarach dębu-morderey gruchały rozkochane turkawki, a teraz, przybyciem ludzi spłoszone, głośno trzepocząc skrzydłami wzbiły się w górę, zatoczyły kilka szerokich kręgów w powietrzu i nagle, ukośnym zwrotem padły na las.
Słońce zachodziło pogodnie, ptaki śpiewały, a legendowy dąb szumiał twardemi listkami.
Młodzi ludzie siedzieli obok siebie przez czas jakiś milcząc i wpatrując się w rozciągnięty przed nimi krajobraz, zwykły, pospolity, a jednak tak szczególnie piękny, zwłaszcza gdy się młodemi oczami patrzy na niego.
Stanisław ujął drobną rękę Zosi. Nie cofnęła jej, owszem, lekkiem, zaledwie uczuć się dającem uściśnieniem, odpowiedziała na tę niemą pieszczotę.
— Jak tu dobrze i pięknie — rzekł z cicha — jak się można przywiązać do takiego ustronia!
— Masz słuszność Stasiu, ten mały światek, w którym życie nasze upływa, dla mnie zupełnie wystarcza — marzenia moje nigdy prawie nie wybiegają dalej, a jeżeli kiedy myśl podąży na horyzonty szersze, jeśli obejmie większe koła życia, to i wtenczas jeszcze nie czuję się zasklepioną jak owad w oprzędzie i nie sądzę, że nic nie znaczę w wielkiej, ogólnej rodzinie.
— Jakżeż można!? a z czegóż owa