Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Trwało to kwadrans najwięcej, potem wiatr chmury rozpędził, słońce zajaśniało znowu w całym blasku — ale łan najpiękniejszej pszenicy zniszczony został do szczętu...
Oto przyczyna, dla której w Dąbrówce tak smutno, dlaczego odbywają się narady, a Staś jeździ z jakiemiś papierami do miasta.
Judaszewski zawiedziony zupełnie w swych nadziejach co do Zosi, otrzymawszy od niej ostrą i stanowczą odprawę, rozpoczął proces ze wszelkiemi szykanami, na jakie się jego dobrze już wyćwiczony w takich zapasach dowcip mógł zdobyć.
Była to kampanija na całej linii, podjęta właśnie w czasie, kiedy nieprzyjaciel najmniej mógł być przygotowanym do odparcia ataku.
Judaszewski ręce zacierał z radości, teraz był w swoim żywiole — ruszał się, krzątał, odmłodniał prawie! O mało nie zajeździł swych szkap wygłodzonych, które trawą tylko i świeżem powietrzem żyć musiały — a jeździł do miasta i przed każdym adwokatem, piszcząc i płacząc, przedstawiał się jako ofiara bezinteresownego poświęcenia, ofiara wyzyskana haniebnie.
Siedmiu obrońców znudził śmiertelnie opowiadaniem długiem a szerokiem o swojej ciężkiej z przeproszeniem... krzywdzie, aż nareszcie trafił na jednego, który mu się wydał najmądrzejszym i nabardziej w prawie biegłym — gdyż najtaniej podejmował się obrony...
Rozpoczął się tedy atak gwałtowny, w obec którego mieszkańcom Dąbrówki wypadało się bronić dla zyskania na czasie jedynie.
Judaszewski przeklinał prawo, to szkaradne prawo cywilne, nie pozwalające wierzycielowi zjeść dłużnika na surowo — lecz podające mu go z