Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zostaw to pani Bogu i czasowi, a ducha nie trać! Co ma być będzie — tymczasem rąk nie opuszczać, ratować się oszczędnością i pracą, a wracając do chłopca, to wziąść go szczerze pani radzę. Będziecie w nim miały wiernego przyjaciela. Biedactwo to, jak pani wiadomo, matki prawie nie znało, więc będzie się starał w pani ją znaleźć — a że znajdzie, o tem nie wątpię. I gospodarstwo lepiej pójdzie i raźniej pani będzie i bezpieczniej nawet, bo w tych czasach psich samym kobietom na odludnym folwarczku pod lasem nie zupełnie bezpiecznie. Ludzi złych nie braknie, łotrzyków wszelkich moc się włóczy.
— Istotnie, jeżeli mam prawdę powiedzieć, to nieraz lękałam się o to i dziękowałam Bogu, że nie mamy opinii ludzi bogatych.
— Krótko mówiąc, trzeba się zdecydować.
— Dobrze, niech więc przyjeżdża, jeżeli zechce notabene.
— Ależ ja z nim już dziesięć razy o tej kwestyi mówiłem. On całkiem wolny od świąt będzie i jest do rozporządzenia waszego. Jutro właśnie w tamtą stronę organistę posyłam po ule, których kilka kupiłem to zarazem do Stasia karteczkę poślę, prosząc aby do mnie przyjechał.
We drzwiach ukazała się Zosia, prosząc na herbatę.
Pani Janowa i sędziwy gość przeszli do jadalnego pokoju, gdzie już duży, błyszczący samowar wyrzucał z siebie kłęby pary.
Zosia z właściwym sobie wdziękiem pełniła obowiązki gospodyni i z uśmiechem znosiła przycinki proboszcza.
Ożywiona rozmowa szła o projektach i planach przyszłości; stary