Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prosić o przyznanie mi tego com wydał ze swojej własnej, ciężko zapracowanej gotówki...
— Dobrze — przyznam to panu i akt żądany podpiszę.
— Jezus Maryja! pani dobrodziejka przyzna i podpisze! Święte serce! złote serce! nie żąda mego, z przeproszeniem... upadku!
Dopiero po dwóch tygodniach przyjechał ksiądz Ignacy do Dąbrówki. Mizerny był, bledszy niż zwykle i chmurny.
— Źle jest, mościa dobrodziejko — mówił — źle bardzo. Ja chorowałem trochę, był doktór, zapisywał różne szkaradzieństwa — ale i to mniejsza, podniosłem się jakoś; lecz panie narobiłyście przez ten czas tyle głupstw, że sam nie wiem co dalej będzie. Źle, źle!
— Cóżeśmy właściwie zrobiły? — spytała Zosia, uśmiechając się smntnie.
— Niewiniątko! ona nie wie. Zarznęłyście się tępym nożem, panie dobrodzieju! Kto wam kazał do rejenta jeździć, jakieś akta podpisywać. Na co? po co? nie mogłyście się kogo poradzić przedtem. Ale to tak, po kobiecemu — fiu! bziu! — podpisały i kontente...
Ależ księże proboszczu, czyż mogłam zrobić inaczej? Czy mogłam nie zaakceptować długów nieboszczyka, żeby taki jegomość mógł szarpać później jego dobre imię!..
— Tak — szlachetnie pani postąpiłaś, to prawda, ale ten akt był potrzebny jak dziura w moście, trzeba było warunki dogodne ułożyć... ludzki sposób wypłaty ustanowić, a zkąd pani za rok weźmiesz tyle pieniędzy?
— Może on zaprolonguje...
— Morze szerokie, mościa dobrodziejko, a ten lichwiarz twardy. Znam ja jego, on was drewnianą piłą piłować będzie, spokoju wam nie da.
— Spróbujemy pożyczyć, szepnęła Zosia.
— I gdzież to pożyczysz, mój śliczny gospodarzu, od żyda? nie wiem czy da taką sumę — a może do księdza starego przyjdziesz? bo mówią, że u niego groszowina się zdybie,