Strona:Klemens Junosza - Mróz.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy myśliwemu, co zwierza gnał w kniei?
Kogóż? grabarzu, chowasz dziś z kolei?...

Może tu starzec spocznie siwobrody,
Co się już życiem nacieszył dowoli,
Co go złamały troski i zawody?
Pan? albo cichy pracownik na roli?
Sędziwa babka? czy parobczak młody?

Ej nie podobno! nie takich dziś gości
Oddawać będziem dobrej matce ziemi,
Lecz kwiat jej damy podcięty w młodości,
Śliczną kobietę, z oczami modremi,
Pełnemi niegdyś ognia i miłości.

Któż nie pamięta złotowłosej Hanki,
Jej miłych piosnek, co na łąkach brzmiały.
Któż nie pamięta tych ust co się śmiały,
Tej pięknej twarzy łagodnej i białej,
Tej miłej główki ustrojonej w wianki...

Ej uganiali się też za nią chłopcy,
Bo i dziewoja była dziwnie cudna,
Nad wszystkie we wsi — a wieś nasza ludna —
Szaleli za nią i swoi i obcy,
Tak była wdzięczna i taka ułudna...

Wyszła więc za mąż wprędce — rok nie minął,
Aliści czasy Bóg dał niespokojne.
Tatarzyn krwawą chorągiew rozwinął,
I mąż Hanusi poszedł też na wojnę
I niewiadomo czy żyje? czy zginął?..

Wioski zmieniono w zgliszcza i popioły,
Krzywda się działa i Boska obraza,