Strona:Klemens Junosza - Milion za morzami.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ły czaszkę, wstydził się sam siebie i niemal gardził sobą.
Słońce nachyliło się ku zachodowi, chłodny wietrzyk zaszeleścił listkami, a niosąc na swych niewidzialnych skrzydłach zapach ziół i balsamiczną woń drzew, owiał rozpalone czoło samotnika i ochłodził je nieco.
Z chaosu smutnych i przykrych myśli, gromadnie się do jego głowy cisnących, zaczęła powstawać powoli poważniejsza refleksya, przed oczami jego powstawał obraz przyszłości zarysowany w liniach wyraźniejszych i barwach więcéj jasnych, ozłoconych słabym promykiem nadziei, co jak księżycowe światło przedziera się niekiedy przez gęste szpalery drzew pokrytych miryadami liści.
I zaczął wyobrażać sobie tę przyszłość może wiecznie samotną, ale uczciwą, cichą, pracowitą, w któréj myśl harmonizować będzie z czynem, praca ze światłem, zasada z obowiązkiem i godnością własną...
Zaczął wyobrażać sobie życie nowe, życie człowieka, mężczyzny — życie woli, pracy i czynu, dla siebie i dla drugich.
I zrobiło mu się jakoś jaśniéj na duszy, myśli płynęły mniéj chaotycznie, poczęły krystalizować się w jakieś określone formy.
W tém uczuł na ramieniu lekkie dotknięcie.
Zerwał się na równe nogi i ujrzał przed sobą Manię.
W dużym słomianym kapeluszu, otoczonym czarną wstęgą, poza którą tkwił kwiat niezabudki, w perkalowéj sukience, z koszykiem na ręku, stanęła przed nim nagle, niespodzianie, jak jakieś zjawisko wywołane potęgą rozgorączkowanéj zmęczonéj wyobraźni...
Przywitała go uśmiechem i rzekła podając mu rękę:
— Cóż to za miła niespodzianka: szukam grzybów i znajduję pustelnika... Jest nas tu kilka osób, ojciec mój i goście, którym przyszła ochota zbierania grzybów. Wyprzedziłam ich nieco i patrz pan com znalazła?
To mówiąc wydobyła z koszyka okazałego rydza.
— Co za pyszny okaz! czy nie znajdujesz pan, że jest podobny do pana Kulasińskiego, młodego naszego sąsiada, który był inicyatorem projektu dzisiejszéj wycieczki.
— Istotnie, z koloru nieco — rzekł młody człowiek, siląc się na uśmiech.
— Ale jak widzę, nie bez racyi nazwałam pana pustelnikiem, siedzisz pan