Strona:Klemens Junosza - Melancholiczne dumania.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.

Dźwięki orkiestry brzmiały w oświetlonej sali,
Przez szyby widać było tańczących kontury
Płynące niby duchy po powietrznej fali...
Pijak spoglądał na nie smutny i ponury
I myśląc że tam radość i wesele gości,
Poszedł utopić w wódce robaka zazdrości.

III.

Niech idzie — my nie wstąpim za nim do tawerny,
Lecz wejdziem do salonu, w którym lśni posadzka...
Na rozscież nam podwoje otwiera odźwierny,
Widzimy jak w mazurze pląsa młodzież chwacka.
Bukiet piękności sieje przecudowne blaski....
I ozdabia wdziękami karnawał warszawski.

IV.

O szczęśliwa młodzieży! szalej, pókiś młoda,
Póki ci szron siwizny włosów nie przypruszy,
Póki cię wabi dziewczę świeże jak jagoda
I póki mową oczów przemawia do duszy...
Bo gdy ci piąty krzyżyk zegnie kark do ziemi
Będziesz nucić godzinki z żalami gorzkiemi.

V.

Ta piękna blondyneczka z okiem promienistem
Co wachlarzem z piór pawich białe czoło chłodzi...
Rzuca w koło salonu wejrzeniem ognistem
I mnóstwo innych spojrzeń po za sobą wodzi,
Ta bez walki wojuje, bez miecza zwycięża
I jednego z swych jeńców zamieni na męża...

VI.

Szczęśliwy niewolniku! wszakże ta dziewica
Co ci jakby niebiańskim wydaje się duchem,
Nietylko swym powabem szczerze cię zachwyca,
Ale i złotym także okuwa łańcuchem,
Bo papa tej serc męzkich potężnej władczyni
Posiada gotowiznę w ogniotrwałej skrzyni.

VII.

Schyl że kark pod to jarzmo ciężkie ale wdzięczne
I raduj się jak baran co mu rogi złocą...
A przez układność zgrabną i ukłony zręczne
Wkradaj się w serce papy — zdobądź je przemocą...
A obok żony ślicznej młodej i powabnej,
Przepędzisz sobie żywot prawdziwie jedwabny.

VIII.

A ty znów czarnooka, rozkwitła jak róża,
Twa pierś jak z alabastru, wznosi się jak fala,
Strzeż się aby w twem sercu nie zawrzała burza
I od spojrzeń ognistych chciej się trzymać zdala...
Boś biedna... a z uczuciem połączona bieda,
Nigdy ci w życiu szczęścia prawdziwego nie da.

IX.

Bo i cóż ci ztąd przyjdzie, gdy w lichej sukience,
Jak jaskółka gniazdeczko, zamieszkasz poddasze?
Gdy mąż twój pocałunkiem ogrzeje ci ręce
I wskazując na serce — powie — „to jest nasze.“
I cóż ci z tego szczęścia... co ci z ideału
Gdy garnek żąda mięsa... a komin opału?

X.

Widziałem cię w ogrodzie, samotną nad księgą,
Jak ze łzami czytałaś poematu zwrotki,
Twój włos kruczy pąsową był ujęty wstęgą,
Obok ciebie leżały róże i stokrotki
Księżyc wspaniały... jasny... wszedł już na obłoki
A tyś jeszcze w zadumie siedziała głębokiej.