Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Późno już w nocy zdrożony i zmęczony Kaliński powrócił. Ledwie z bryczki zsiadł, Winterblum już był przy nim.
— Witam z podróży — rzekł — bardzo mi przyjemnie! Używał pan sobie rekreacyi, korzystając z nieobecności pana...
— Nie korzystałem z nieobecności, jeździłem za interesami folwarku.
— Znamy my się na takich interesach!
— Być może, w każdym razie nie widzę najmniejszej zasady tłomaczyć się przed panem z moich postępków.
— Proszę! czy tak?
— Zapewne. Nie jesteś pan właścicielem majątku, ani ja pańskim oficyalistą. Z czynności rachunek zdam memu chlebodawcy, ale nie jego gościom... może niepożądanym i nieproszonym...

(Dalszy ciąg nastąpi.)