Strona:Klemens Junosza - Jesień.djvu/4

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Uciekaj! o uciekaj! choćbyś był ze stali
    Ta piękność w swym uścisku zwęgli cię i spali...

    Nareszcie! któż ta jejmość... tęga jak szafarka
    Co ma fartuch na sobie, u pasa pęk kluczy,
    Przy niej kosze owoców, wina pełna miarka,
    U jej nóg kot ogromny leży i coś mruczy,
    To jesień co nam daje owoców i chleba,
    Poczciwa ukochana, gospodyni nieba.

    Idź do niej śmiało... pozdrów ją z szacunkiem...
    Boć to jest wdowa i nie lada po kim,
    Ona cię przyjmie, uczci podarunkiem...
    Ktoś jest, odrazu wprawnem pozna okiem,
    A jeśliś dobry... jak matka przygarnie
    Do swego serca i do swej spiżarnie.

    Klemens Junosza.