Strona:Klemens Junosza - Interesująca historja, w której nie ma nic.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyjnemi, żyjącemi w świecie naszej własnej wyobraźni, o tyle możemy się domyślać mniej więcej treści a nawet formy tych pamiętników. Jeżeli łaska to tedy posłuchajcie:
— Jeżeli idee i pojęcia, pisze dziadzio Honor, mogą być męczennikami, to ja byłem największym i najnieszczęśliwszym zarazem męczennikiem na świecie. Jak olbrzymi polip oplatałem nogami swemi każdego człowieka i czułem jak każdy człowiek szarpał mnie i męczył na swój sposób. Był czas w którym zdawało mi się że dostanę pomięszania zmysłów, i dziś swobodny i spokojny, kiedy mogę z zimną krwią zastanowić się nad tem com przecierpiał, to dziwię się że przeżyłem ten świat i żem nie skończył w szpitalu warjatów, jako szaleniec lub idjota!
Cnoto! najdroższa moja połowico! która dziś z takim błogim spokojem gotujesz mi rumianek zażywając tabakę, czy przypominasz sobie ile w samej Warszawie naprzykład mieliśmy kłopotów i nieprzyjemności. Co moment, ktoś porywał się w twojej obronie, i w mojem własnem imieniu, na mój rachunek, popełniał głupstwa takie, że ja stary musiałem się za niego rumienić.
Nie umiem sobie zdać dokładnie sprawy co to było? i co ci ludzie wyobrażali sobie pod mojem imieniem, ale że nie mnie samego, o tem jestem jak najmocniej przekonany...
Zdawało im się, że są bardzo drażliwi i byli tego pewni, że są niesłychanie waleczni — według mego zdania zaś nie byli oni ani drażliwi, ani waleczni, ale po prostu nie mieli co robić.
W braku lepszego zajęcia zaczęli bronić sprawy honoru...
Przypominam sobie jak pewnego razu, na dużem zebraniu towarzyskiem, gdzie firma moja reprezentowaną była przez kilkunastu honorowych ludzi, ktoś kichnął, a ktoś drugi nie powiedział mu na zdrowie! Wzięli to za obrazę honoru i wyzwali się.....
Mało mnie wszyscy djabli nie porwali ze złości! po co oni mnie mięszali w tę sprawę — cóż ja Honor, mogłem mieć wspólnego z tem, że ktoś miał katar, a ktoś drugi przytępiony słuch?! Gdybym nie był pojęciem i posiadał język, byłbym im obydwom stan te pede porządnie nawymyślał... ale cóż, honor jest tak biedny, że ma obrońców massę, a sam się bronić nie może...
Wyzwali się... już mi żal było jednego, który gorzej strzelał, ale na szczęście przekonałem się, że się pogodzili, a nawet, że obadwa pragnęli tej zgody...
Wreszcie zaczęło to wchodzić w użycie i w modę, obrońców moich namnożyło się jak piasku... cały świat podzielił się na wyzywających i na wyzwanych, tak, że już sekundantów zabrakło... i ceremonję przeprosin odbywano w obecności dwóch luster..... A wiecie kto na tej waleczności najgorzej wychodził? ja, bo ci warjaci darli się z sobą o byle głupstwo jak koguty, a kiedy moje interesa były już naprawdę zagrożone, to wtenczas... nie było obrońcy...
Moje sprawy, czyli sprawy honorowe tak były częste, że już nietylko spowszedniały, ale stały się banalnemi, i obrzydliwie nudnemi.
Wyrażenie — „wyzywam pana“ stało się tak popularnem jak „dzień dobry“ a moje imię, to szlachetne imię, które niegdyś czczonem było i szanowanem jak najdroższy klejnot, stało się po prostu musztardą, każdy jadł je łyżką i na wąsach jeszcze zostawiał.
Myślałem, że się spalę ze wstydu, ta obrzydliwa popularność mego imienia zabijała mnie — byłem wmięszany jako aktor do tylu niedorzecznych fars, tylu komicznych sytuacji, że myślałem, że się wścieknę już w końcu. Ludzie umieścili mnie w butach