Strona:Klemens Junosza - Historya o kilku emerytach i jednym fortepianie.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

reszcie zasłabła i onegdaj przeniosła się ad patres.
— Więc to ją pochowałeś.
— No tak, ale na tém nie koniec.
— Jakto nie koniec, pochowali ją przecież.
— Ba, ale nie pochowali córki co po niéj została: szesnastoletniéj, dobréj, poczciwéj dziewczyny, która przytém jest bardzo ładna.
— Ładna? powiadasz kolega.
— Jak obrazek — i otóż w tém właśnie jest sęk!
— A tak, panie radco, znam ja to, jest sęk i duży. To niedobrze jak sierota ładna.
— Funduszów żadnych nie ma, matka resztki posprzedawała jeszcze za życia, o krewnych ani słychać, cóż więc z nią będzie.
— Źle będzie, taki to los naszych dzieci.
— Jakich naszych?
— No, urzędniczych w ogóle; my przynajmniéj bo sami biedę klepiemy: radca jesteś kawaler, ja wdowiec.
— I ja także.
— I ja.