Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z powodu przybycia dawno niewidzianego braciszka, w Czortowie zrobił się wielki ruch.
Jeżdżono z wizytami i nawzajem przyjmowano u siebie. Urządzono kilka polowań ze śniadaniem w lesie i kilka sarn przypłaciło życiem wizytę pana Jana.
Czas ubiegał szybko, a nawet pani Helena nie zamyślała się tak często i mniéj godzin niż zwykle przepędzała w swoim pokoiku błękitnym.
Zdarzył się też wypadek, który dał jéj dużo do myślenia i ostatecznie rozwiał pewne nadzieje..
Przyjechał melancholiczny pan Leon i z wielkiem uszanowaniem i nieśmiałością prosił o chwilkę rozmowy.
Pani zrobiła minę poważną i przeszła do salonu, gdzie zasiadła w fotelu niby w konfesyonale, gotowa słuchać spowiedzi zbolałego serca, gotowa nawet do pewnego stopnia rozgrzeszyć zbyt śmiałe myśli grzesznika.
Grzesznik zaczął mówić.
Opowiedział po raz czterdziesty i czwarty dzieje serca złamanego, strzaskanego, mówił, jak z początku wszystkie illuzye opadły z jego duszy niby listki ze zwiędłego kwiatka róży... jak go otoczyła zupełna ciemność, czarna, bezwzględna noc, na któréj nie było ani jednéj gwiazdeczki, ani jaśniejszego szmatka niebios.
Pani Helena była wzruszona...
Spowiedź ciągnęła się daléj.
Grzesznik mówił, że wkrótce przyzwyczaił się do téj ciemności o tyle, że już zaczął rozróżniać przedmioty...
Tło jego życia powlekało się barwą szarą, jednostajną, rany serca zaczęły się powoli zabliźniać, samo zaś serce już nie czuło bólu, gdyż zakamieniało zupełnie, a dusza... usnęła. Późniéj, rozbitek z daleka... ale bardzo z daleka, ujrzał bielejący na szarym horyzoncie punkcik, jednocześnie na niebie, od strony wschodu, pokazała się gwiazdka; nie ulegało wątpliwości, że biały punkcik był masztem zbawczego okrętu...
Pani uczyniła żywe poruszenie... czyż nie porównano jéj do zbawczego okrętu?
Następnie gwiazdka zaczęła rosnąć, zbliżała się, olbrzymiała, nareszcie zamieniła się w słońce tak jasne, tak ciepłe, że biedny rozbitek olśniony jego promieniami upadł i zawołał: Zbawienie!!
Twarz pani Heleny pokryły rumieńce, na wargach jéj drżał jakiś wyraz, wyraz pociechy i spółczucia, a piękny frazes o sympatyi dwojga dusz i o żelaznéj obręczy obowiązku, gotowy już oddawna, miał być zaraz wypowiedziany głosem pełnym wzruszenia.
— Pani byłaś dla mnie — mówił pan Leon — jedyną istotą zdolną uczuć cierpienia zbolałéj duszy, zdolną pojąć i zrozumieć to co nie jest dostępnem dla