Strona:Klemens Junosza - Goście.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I cóż mam robić, nieszczęsny? Klnę obłudnicę w pień, ale trzymam się, bo nuż jeden raz, wyjątkowo, wypadkiem, nie skłamie? Trzymam się, bo to jej słówko zapadło już w duszę, jak ziarnko jęczmienia, rzucone na rolę o wiośnie, zapadło, kiełkuje i rośnie...
Filut baba, a człowiek łatwowierny; rzekła: „Trzymaj się!“ — i to słówko działa magicznie, chociaż grad zboże tłucze, pomór dobytek dziesiątkuje, a wiatr tak się zawziął, że stale w same oczy wieje... Ja się jednak trzymam, robię, co do mnie należy, a wzrok wytężam i patrzę, ażali z tych zakątków, z których wychodzą smutki, zmartwienia i bóle, nie wychyli się czasem, ażali z tych chmur szarych, brudnych, co cały firmament zaległy, nie błyśnie jasny promyk słońca, nie uśmiechnie się do ziemi, w sen letargiczny zapadłej?
Trzymam się i słucham, ażali ten wiatr, co w same oczy dziś wieje, nie odwróci się nareszcie, czy zamiast ostrych igiełek zimowego szronu i lodowatego tchnienia mroków, nie przyniesie na swych skrzydłach żywicznego oddechu lasów, woni kwiatów, odgłosu pieśni ptaszęcej..... drgań budzącego się życia...
Patrzę, słucham i powolny rozkazom miłej obłudnicy, trzymam się...
I teraz jedzie ona, zapowiedziawszy wcześniej uroczystą wizytę; jedzie z nim, a szczególna to para... On dzieciak, ona, chociaż taka powabna i miła, stara jest, mówiąc między nami, jak świat. Raz wygadała się niedyskretnie, że jeszcze dziadka mego, ongi, uśmiechami swemi darzyła.
Jadą już ci państwo. Szczególna para; on dzieciak, ona... jak widzicie, nie podlotek. Żoną jego nie jest, bo czyż taka wietrznica obłudna może komukolwiek być towarzyszką wierną — jest to raczej kuzynka, ciotka, która niedoświadczonego młokosa w świat wprowadza i sympatyę dla niego stara się zjednywać...
Lada chwila przybędą; cały dom w ruchu, przygotowania zbliżają się do końca, krzą-