Wysłuchał tego wszystkiego Fredzio, wysłuchał również długich lamentacyj pani Janowej, uskarżającej się na brak towarzystwa na wsi, na nudy straszliwe i nieznośne, a ponieważ potakiwał szanownej damie i wzdychał jak miech kowalski — zjednał więc sobie zaraz jej zaufanie bez granic i stał się powiernikiem wszystkich cierpień damy ze świata, którą srogi los przykuł do nudnej wsi i do tych «figur niesmacznych,» co to nie mają ani wyższej ogłady, ani politury salonowej, ani światowego werniksu.
— Zrozumie pan to dobrze, że wieś, mówiła szeroka dama, dla kobiety, która zna świat i jego powaby, jest nieznośnem więzieniem...
— Tak, istotnie, szanowna pani, w Paryżu naprzykład...
— Pan był w Paryżu... mój Boże, jakie to roskoszne miasto być musi, jakie życie i ruch:.. podaj mi pan rękę i bądźmy przyjaciółmi, ludzie z jednej sfery rozumieją się wybornie...
Fredzio ucałował podaną sobie rękę pulchną i szeroką, a dama obdarzyła go wejrzeniem tak wymownem i tak pełnem wyrazu, że aż pan Jan wyjął z ust fajkę i szepnął:
— Czego ona może chcieć od niego?
Po kilku wizytach, Fredzio usiłował zawiązać z Brońcią rozmowę. Nie szło mu to jednak, nie raz chciał jej powiedzieć coś dowcipnego i powiedział banalny koncept jakiś. Brońcia spojrzała na niego zdziwiona, a on pod wrażeniem tego wejrzenia mieszał się, bladł i może pierwszy raz w życiu sam sobie głupim się wydawał...
— Lubi pani kwiaty? pytał jej pewnego razu.
— Naturalnie, któżby kwiatów nie lubił.
— To tak samo jak i ja — i znowu milczenie...
— A lubi pani tańczyć...
— Trochę.
— To także tak samo jak ja — i znowu milczenie.
— A co pani najlepiej lubi?
— Najlepiej lubię pytania dowcipne.
— Więc i mój dowcip podoba się pani?
— Jeżeli mam prawdę powiedzieć, to lepiej wydajesz mi się pan jako tancerz...
— Czy tak? o, jeżeli pani mogę zrobić przyjemność, to będę tańczył do upadłego.
— Wybornie, uszczęśliwisz mnie pan prawdziwie, lecz jeśli chcesz mnie pan uszczęśliwić podwójnie... tańcz pan z mamą... ona tak lubi tańczyć...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Miłość tworzy cuda, a lubi niekiedy płatać figle.
Żaden humorysta, chociażby nawet był Prusem podniesionym do potęgi szesnastej, nie wymyśli takich facecyj jak ta stara, odwieczna, a jednak wiecznie młoda siła, co serca ludzkie jak stare zegary nakręca, w głowach przewraca, w piersiach pali, kieszenie pustoszy, myśli plącze i Bóg wie co jeszcze wyrabia.
Bal w Ciechocinku wrzał życiem i weselem.
Umyślny extra-pociąg towarowy przy-