Strona:Klemens Junosza - Głowa.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
GŁOWA.
FRAGMENT.

· · · · · · · · · · · · · · · · ·

Sam właściciel cuda opowiadał o niej, bo pochodził z tej rasy, która specjalnie lubi się chwalić głowami. Gdy zjednałem sobie jego zaufanie, pod sekretem mi wyznał, że nieraz także się w niej piękne myśli rodzą, że radby pochwycić ją (tę głowę) oburącz, zdjąć z ramion i własnemi ustami w samo czoło pocałować.
Przeszkody czysto fizycznej natury nie pozwoliły na spełnienie tego aktu uwielbienia i czułości.
Bądź co bądź, to piękna głowa. Nie na zewnątrz, bo linje jej daleko odbiegały od typu, przez dłuto klasycznych rzeźbiarzy stworzonego... Kształt miała nieforemny, cokolwiek szpiczasty, czoło wąskie, nos duży, garbaty, brodę wystającą, a rzadki, siwiejący zarost dopełniał całości — ale wewnątrz... co tam było wewnątrz w tej głowie!
Patrzyłem nieraz w jej czarne ruchliwe oczy i jak przez okienka chciałem przez nie zajrzeć do wnętrza. Z początku było to trudno — czasem przeszkody zniknęły, zaufanie zapełniło przepaść, która nas dzieliła od siebie... a przepaść była duża... Właściciel głowy szedł z wielkiego rodu dzieci Jakóba, którym z prawa należy dwie części świata — ja wywodziłem się od Ezawa. On był Izrael, ja Edomita, on był damski krawiec — a ja, niestety, nie wiedziałem nawet, z której strony przystąpić, aby wziąć miarę na dostojną osobę pani burmistrzowej.
Przepaść nas dzieliła. Z głowy śmieli się wszyscy — ja się nie śmiałem i zdaje się, że to nas pogodziło. Głowa potrzebowała kartofli dla swoich małych główek — ja miałem kartofle, więc to nas zbliżało jeszcze bardziej, głowa wreszcie potrzebowała ujścia dla swej mądrości — a ja byłem powolnym słuchaczem, i to ostatecznie przechyliło głowę na moją stronę...
Patrzyłem w czarne oczy, jak w szyby, i widziałem przez nie cały świat nowy, nieznany — wielki świat, przykryty małą formułką...