Strona:Klemens Junosza - Dzień ś. Józefa.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na téj to kładce ujrzał dziadek Józię, jak wołała na swe towarzyszki:
— Zobaczycie, że przejdę...
— Józiu! Józiu! — zawołał starzec — wróć się...
Lecz Józia nie słyszała już tego, upadająca kłoda wyrzuciła miliony brylantowych kropel, a bystra woda unosiła szybko śmiałą dziewczynę...
— Ratuj ją! — krzyknął Rymsza.
— Mogę tylko modlić się za nią — szepnął przerażony pan Adam.
— Módl się, ty... babo! — krzyknął starzec i rzucił się ku rzeczce...
Już miał skoczyć z wysokiego brzegu, gdy w tém dłoń jakaś silna schwyciła go za ramię i odrzuciła daleko, tak, że starzec potoczył się i padł na ziemię wilgotną. Goście oniemieli z przerażenia.., ale już na powierzchni wody widać było czyjąś głowę i dwie silne ręce walczące z prądem.
Na brzegu była cisza, któréj nawet