Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
94

Uproszono mego dziadka, który kontent, że może się popisać wymową, przedstawił całe zajście, nie żałując sentencyj ze starożytnych mędrców i pisarzy.
Gość słuchał relacyi uważnie, nie przerywając ani jednem słowem, dopiero, gdy dziadek skończył, zapytał:
— Więc to jest całe przestępstwo?
— Tak — odrzekł dziadek.
— A więcej nad to ów człowiek nie popełnił nic?
— Alboż mało? — zawołał zaperzony doktór:
— Stanowczo zamało, ażeby człowieka uczciwego, prawego i zacnego pozbawić szacunku i czci, na które całem swojem życiem zarobił, stanowczo zamało, aby obrzucić go błotem i sponiewierać... O! jakże skorzy jesteście do kamieniowania bliźnich, jak porywczy i zapalczywi w sądach! A modlimy się przecież codzień, aby nam Sędzia Najwyższy występki przebaczył i za winy nas nie karał, a powtarzamy wyrazy: „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, a ten nawet winowajcą nie jest, ten potępiony niesłusznie i skrzywdzony. Czego żądacie? Marzycie o swobodzie ducha, stawiacie ją na wyżynach waszych ideałów, a zarazem chcecie zamknąć usta, które wypowiadają inne zdanie. Cóż to, ostra-