Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
92

— Nie wiem, ale zdaje mi się... pomówię z ojcem, a teraz idź, proszę cię, mój braciszku.
Chciałem odejść, lecz zatrzymałem się w progu. Zwróciła moją uwagę wielka cisza, jaka nagle w sąsiednim pokoju zapanowała.
Wszyscy pospuszczali głowy, a gość mówił:
— Przecież chyba się jasno tłómaczę. Pytam o mego dobrego znajomego i przyjaciela, pana Piotra, który niedaleko ztąd ma wioseczkę, zdaje się, Dębiankę. Niepodobna, żebyście go państwo nie znali.
— To jest... — rzekła pani rotmistrzowa — znaliśmy go.
— Jakto! więc pan Piotr nie żyje? — rzekł ksiądz, z odcieniem żalu w głosie. — Modlić się nie przestanę za jego piękną duszę i wam — dodał, zwracając się do zakonników — ojcowie kochani, ją polecam.
— Pan Piotr — odezwał się gwardyan.
— Pan Piotr — przerwał doktór — fizycznie żyje dotychczas i w Dębiance podobno mieszka jak dawniej.
— Ach! więc umarł moralnie — rzekł zakonnik. — Wybaczy pan doktór dobrodziej, ale chociaż mi wiadomo, że człowiek ułomny jest i w błędy wpada,