Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
86

i nakładła na siebie tyle spódnic, że ledwie przez drzwi mogła się przecisnąć.
My, zwykli goście, weszliśmy, jak zazwyczaj, przez kuchnię wprost do jadalnego pokoju, ale dla gościa otwarto drzwi paradne.
Przy furtce oczekiwał Kajetan, dość trzeźwy, opięty, wyprostowany jak struna, wyczerniony, w starym mundurze, który ledwie mógł zapiąć, w furażerce na głowie.
Widząc takie przygotowania i taką paradę, drżałem z niecierpliwości, żeby jak najprędzej gościa owego zobaczyć i kilkakrotnie wybiegałem do furtki.
— Cóż, Kajetanie, nie widać? — pytałem dziada.
— Nie, paniczu, jeszcze.
— Przyjedzie on, czy przyjdzie?
— Nie wiem!
— A jak wam się zdaje?
— Ha, najpewniej, jeżeli nie przyjedzie, to przyjdzie!
Filut dziad, widocznie żartował.
Westchnąwszy, wróciłem do pokoju i stanąłem za krzesłem panny Felicyi. Nareszcie ruch się zrobił w pokoju.
— Idzie, idzie — wołano.
Jak kula wybiegłem na ganek... ale żadnego dygnitarza nie dostrzegłem.