Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
121

przywoził na targ okazałe szczupaki, tłuste węgorze, raki, a grzybów i rydzów co najlepszych bez liku.
Ujrzawszy rybaka z Dębianki, pobiegłem uradowany do niego; właśnie towar swój już sprzedał i do odjazdu się zabierał, zatrzymałem go, prosząc, aby mi powiedział, czy dawno widział pana Piotra i co się z nim dzieje?
Chłop nie był gadatliwy, popatrzył na mnie przez chwilę, podrapał się w głowę i rzekł flegmatycznie:
— Albo co?
— Bo widzicie, tu wszyscy są niespokojni i radziby wiedzieć, jak zdrowie waszego pana, czy mu lepiej?
— Hm... — mruknął — może lepiej, może gorzej, kto to może wiedzieć.
— Bywacie tam przecież.
— A dyć, chodzi się — i dziś byłem.
— Zdrowy? przytomny?
— Nie bardzo.
— Doktór nasz tam jest przecie.
Chłop ręką machnął.
— A juści — rzekł — siedzi, siedzi, jednem okiem na pana patrzy, drugiem gazetę czyta... ale co z tego?
— Więc mówicie, że ciągle źle.