Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
105

do zwyczajnych zjawisk na niebie skłonni jesteśmy przypisywać takie wielkie znaczenie, cóż dopiero, gdy się ukaże światło nadzwyczajne, niezwykłe, gdy chwilowo zajaśnieje wspaniały meteor, albo, jak teraz, gdy ta kometa co noc ukazuje się na horyzoncie, grożąc niby ludziom potężną rózgą ognistą! Nie ma się czego dziwić, ludzie dużo złego broją i nie zawsze miewają czyste sumienie, więc taki znak widomy na niebie wydaje im się ostrzeżeniem niejako i groźbą, że Bóg karać będzie surowo, że ześle na świat klęski w postaci krwawych wojen, ciężkich chorób i innych nieszczęść powszechnych.
Przerwałem dziadkowi zapytaniem:
— Mówią o końcu świata. Zkądże to ludziom na myśl przyszło?
Dziadek uśmiechnął się:
— To widzisz — rzekł — jakiś Niemiec niby uczony obliczył, że kometa spotka na swej drodze naszą kulę ziemską, że o nią uderzy, i naturalnie, rozbije ją na proszek.
— Czy to być może? — zawołałem — Cóżby się w takim razie stało z naszym domkiem, z dworkiem przy cmentarzu, z panią rotmistrzową, z panną Felicyą, z panem Piotrem z Dębianki?
— Ha! — odpowiedział staruszek z uśmiechem — zrobiłaby się z nich tabaka.